Wielokrotnie podczas dyskusji na temat opłacalności danego połączenia przywoływana jest kwestia tzw. współczynnika zapełnienia miejsc w samolocie. Ten oczywisty fakt ma przełożenie w sposób zasadniczy na wpływy do kasy przewoźnika jednak jak możemy się dowiedzieć z ciekawego artykułu Pana Dominika Sipińskiego na portalu Pasazer.com zagadnienie to jest bardziej skomplikowane niż mogłoby się nam w pierwszej chwili wydawać.
Zdarzyć się może więc sytuacja, iż loty z mniejszą ilością pasażerów na pokładzie mogą być dla przewoźnika opłacalne. Kiedy taka sytuacja może mieć miejsce dowiecie się po lekturze artykułu – zapraszam serdecznie.
jaki więc wniosek z tego artykułu, Ryanair zrezygnował chyba na zawsze z lotów z Lublina do Dublina czy Liverpoolu mimo wypełnienia 90 procent bo to mu się nie opłacało. A taki Carpatair mimo że lata nim ok 30 osób na 100 czy Eurolot do Wrocławia ok 25 osób na 78 możliwych miejsc, na razie nie rezygnuje bo musi mu się to chyba opłacać.
Ryanair odszedl zapewne bo liczyl na doplaty, szansa na powrot jest bo wedle zapowiedzi od wrzesnia maja miec nowe samoloty no i chyba jak rok polaczenie jest nieaktywne i pozniej sie je przywraca to ma sie znizki jakby otwieralo sie nowe polaczenie (oto musze spytac sie kogos z lotniska)
liczył na dopłaty, nie dostał ich i nie dostanie więc nie wróci, a to że mówił że ma zamało samolotów to tylko była wymówka żeby te kierunki zlikwidować. Już na sezon zimowym zostały przywrucone zabrane kierunki na innych polskich lotniskach tylko w Lublinie nic się nie pojawiło, Rzeszów dostał nawet 3 Dubliny w tygodniu
Dokładnie, to czy połączenie się opłaca nie zależy wyłącznie od IF czyli od procentu wypełnienia samolotów na danych lotach. Równie ważne jest to, ile biletów sprzedaje się w najdroższej i średniej taryfie na każdy lot. Przykładowo, gdy na dany lot sprzeda się 50% biletów najdroższych, to takie połączenie może mieć już sens ekonomiczny.