Dzięki liniom lotniczym WizzAir i lotnisku w Lublinie udało nam się pod koniec maja odbyć podróż do cudownego Budapesztu. Nie była to jednak podróż bezpośrednia a z przesiadką w dobrze już nam znanym z jednodniówki – porcie lotniczym Sztokholm Skavsta. Zapraszam na pierwszą cześć relacji z naszej wycieczki.
Najbardziej newralgicznym punktem trasy Lublin – Skavsta – Budapeszt był czas na przesiadkę na szwedzkim lotnisku, który planowo miał wynieść około 40 minut. Z tego też względu zdecydowaliśmy się na zabranie wyłącznie bagaży podręcznych co jak później się okazało miało kluczowe znaczenie.
Odlot z Lublina do Skavsty opóźnił się o 30 minut przez co pierwszy lot przebiegł w dosyć napiętej atmosferze. W głowie kłębiła mi się myśl, że nasze plany trzeba będzie trzeba naprędce modyfikować i zamiast w Budapeszcie będziemy zmuszeni lecieć do Mediolanu bądź Treviso. Po wylądowaniu w Skavscie od razu spostrzegliśmy stojącego na płycie nowiuśkiego Airbusa A321 linii WizzAir – na szczęście wciąż wysiadali z niego pasażerowie więc w te pędy udaliśmy się do budynku terminala (muszę się w tym momencie przyznać, iż rozważałem przez chwilę bezpośrednie przejście po płycie z jednego samolotu do drugiego jednak mały zapas czasu oraz ewentualne kłopoty jakie mogły nas czekać po takim manewrze skutecznie ostudziły moje zapędy).
Pomimo, iż lotnisko Skavsta nie posiada ścieżki dla pasażerów tranzytowych (konieczne jest wyjście poza strefę i ponowne przejście kontroli bezpieczeństwa) jest bardzo małym portem i w ciągu niecałych 5 minut udało nam się dosłownie i w przenośni przelecieć przez nie i na 15 minut przed planowanym odlotem zameldowaliśmy się pod bramką. Po 5 minutach rozpoczął się boarding, ostatecznie samolot wystartował z 15 minutowym opóźnieniem do Budapesztu (może na nas czekał 🙂 )
Już zrelaksowani po zajęciu naszych miejsc rozpoczęliśmy podziwianie nowiuśkiego Airbusa A321 (jednego z czterech, które posiada na swoim stanie węgierska linia). Komfort podróży jest moim zdaniem porównywalny do modelu A320 choć wydaje się, iż przestrzeń na bagaż w schowkach nad głowami jest mniejsza. Komfortowo i już bez problemów dolecieliśmy na lotnisko w Budapeszcie.
To już koniec części pierwszej relacji – dziękuję za uwagę – na kolejną zapraszam już za tydzień.
jaki wniosek, czas na przesiadkę 40 minut jest bardzo ryzykownym czasem. Wystarczą opóźnienia a te zdarzają się często po kilkanaście , kilkadziesiąt minut, jakieś złe warunki pogodowe (burza) i wszytko totalnie się kompiluje.
E tam, kto nie ryzykuje nie pije szampana 🙂 ja sam jestem fanem takiego latania, super wyprawa 🙂
już po wszystkim nie uważam, iż było to bardzo ryzykowne 🙂 choć stresik mały był